Urodził się 5 sierpnia 1862 roku w Grodnie na Kresach Wschodnich w rodzinie, która miała szlacheckie korzenie jako jedyne dziecko Jakuba, który był architektem i Felicji z domu Łukowicz Sakrament chrztu przyjął 26 sierpnia tegoż roku w bazylice św. Franciszka Ksawerego w Grodnie, otrzymując imiona Józef, Jakub. Pierwsze nauki pobierał w domu, a jego nauczycielką była matka, od której poznał również zasady i prawdy wiary. Od najmłodszych lat chciał zostać księdzem.
Po ukończeniu w rodzinnym Grodnie czwartej klasy gimnazjum podjął decyzję wyboru życia konsekrowanego, wstępując w 1883 roku do diecezjalnego seminarium duchownego w Wilnie. 2 sierpnia 1887 przyjął w Kownie święcenia prezbiteratu z rąk bp. Antanasa Baranauskasa], po których został proboszczem parafii Trójcy Przenajświętszej w Strubnicy koło Grodna (1887–1893). Następnie w latach 1893–1903 został proboszczem parafii św. Stanisława w Dąbrowie Białostockiej, wtedy Dąbrowa Grodzieńska.
Fordon znany był z otwartego sprzeciwu wobec władz carskich, dążących do osłabienia wiary katolickiej Polaków żyjących pod zaborem. Apelował do papieża Piusa X o interwencję w sprawie uwolnienia arcybiskupa wileńskiego Edwarda Roppa, zesłanego w 1907 r. do Witebska za popieranie polskich dążeń i publicznie krytykował praktykę zmuszania unitów do przechodzenia na prawosławie.
W 1866 r. parafia dąbrowska powiększyła się o wiernych ze zlikwidowanej parafii w Różanymstoku. Kościół w Dąbrowie stał się zbyt mały, był także w coraz gorszym stanie technicznym. Inżynier Wacław Chrościcki wykonał projekt nowego kościoła, jednak dopiero na początku 1897 r. ówczesny proboszcz dąbrowski, ks. Józef Fordon, uzyskał zezwolenie władz na przeprowadzenie inwestycji. Budynek w stanie surowym został ukończony w 1902 r. Wzniesiono go z żółtej cegły jako dwuwieżową, trójnawową halę w stylu neoromańskim, założoną na planie krzyża łacińskiego. Dnia 21 kwietnia tego roku dziekan sokólski, ks. Anzelm Noniewicz w przyśpieszonym trybie poświęcił kościół. Parafianie obawiali się, że władze carskie skonfiskują świątynię i zamienią na cerkiew, a stary kościół pozostawią katolikom. Nocą z 4 na 5 maja 1897 r. parafianie rozebrali drewnianą świątynię. Za tę działalność ukarano go zakazem prowadzenia posługi duszpasterskiej na terenie imperium rosyjskiego. Wówczas przeniósł się do podwileńskiej wsi Ponary, gdzie zamieszkał w cmentarnej kaplicy.
Duże znaczenie w swej działalności kapłańskiej o. Fordon nadawał sakramentowi spowiedzi. Często przychodził do konfesjonału o 5 godzinie nad ranem i opuszczał go dopiero po 8 wieczorem. W wolnych chwilach, czekając na penitentów, czytał literaturę religijną, adorował franciszkańską Koronkę, modlił się na różańcu, rozważał. Był bardzo wymagający dla tych, w kim dostrzegał chęć dalszego rozwoju duchowego, a zarazem okazywał ogromną cierpliwość i miłosierdzie wobec ludzi, którym trudno było powstać z grzechu. Wierni widzieli w osobie kapłana tak dobrego kierownika duchowego, że przyjeżdżali do niego na spowiedź nawet z dalszych parafii. Pewnego razu Ojciec Melchior przyszedł do ciężko chorego i zaproponował mu skorzystać z sakramentu spowiedzi. Gdy tamten odmówił, zakonnik wyszedł od cierpiącego i całą drogę powrotną przebył na kolanach. Tego gestu Ojciec Fordon dokonał, by wynagrodzić Panu i uratować człowieka, który mógł już nie mieć szansy na nawrócenie. Podobne historie, przekazywane przez mieszkańców z ust do ust, świadczą o tym, że franciszkaninowi udało się pojąć Miłość, której wielu nie potrafi nawet dotknąć.
Ojciec Melchior był człowiekiem pokornym i empatycznym. O jego bezgranicznym oddaniu Bogu oraz trosce o każdą ludzką duszę świadczy to, że kapłan nikogo nie porzucał w biedzie. Dowiedziawszy się, że pewna kobieta, uprawiająca prostytucję, zachorowała na tyfus i nie ma przy niej ani jednej osoby, która by chciała pomóc, ojciec wziął cierpiącą do siebie, by osobiście się nią zaopiekować. Sprzątał w jej pokoju, karmił, zapewniał potrzebne leki. Dzięki staraniom kapłana kobieta wróciła do zdrowia, zyskując zarazem szansę na lepsze życie. Na skutek ofiarnej działalności Ojca Melchiora droga do bardziej godnego istnienia została otworzona przed niejedną osobą. W pamięci ludzi nadal żywa jest historia o nieboraku, który nie mógł przeciwstawić się pokusie, by kraść. Gdy wyszło to na jaw, nikt nie chciał go zatrudnić: obawiano się ponieść straty. Ojciec Fordon jako jedyny zaufał nieszczęsnemu i zaproponował mu miejsce zakrystiana w świątyni. Od tamtej chwili nie słyszano o żadnej kradzieży. Ci, którzy mieli możliwość spotkania się z Ojcem, już za życia uświadamiali sobie głębię i szlachetność jego osoby. Pewne małżeństwo, wybierając imię dla dziecka, postanowiło je ochrzcić Fordonem, na cześć swego proboszcza. Dowiedziawszy się o tym, zakonnik się sprzeciwił: Przecież to nazwisko! Nie ma takiego imienia! Nie ma takiego świętego!. Ależ ojcze – odpowiedzieli parafianie. – Ojciec jest święty!.
Jednym z najjaskrawszych wydarzeń, dzięki któremu Ojciec Melchior zasłużył na szczególny szacunek, było uratowanie grodzieńskich strażaków. Epizod miał miejsce w 1915 roku, podczas I wojny światowej, gdy lokalni mieszkańcy znaleźli się pod okupacją. Niemieccy żołnierze posądzili strażaków o szpiegostwo: że tamci z wieży za pomocą światła informowali cofającą się armię rosyjską. 13 oskarżonych osób miało zostać rozstrzelanych.
Oto jak opisują dalszy bieg wydarzeń sami osądzeni: Zaprowadzono nas na cmentarz przy klasztorze i ustawiono twarzą do muru. Dwaj niemieccy oficerowie weszli do świątyni, w której wielu chowało się przed bombardowaniem. Wśród zgromadzonych był też Ojciec Melchior Fordon. Niemcy zwrócili się do ludzi, by rozpoznali pomiędzy nami swych znajomych. Nikt z obecnych nie odważył się powiedzieć ani słowa, by nas bronić. Tylko Ojciec Melchior podszedł do oficerów, ucałował im ręce i poprosił, by zamiast strażaków rozstrzelano jego. Fanaberia okupantów nie znała granic! Jednak ojciec nie chciał ustąpić: niemieccy oficerowie musieli siłą odpychać kapłana. Ojciec Melchior wracał, znów prosił i całował im ręce- fragment ze Świadectwa Grodzieńskiej Dobrowolnej Straży Pożarnej.
Cud się odbył – Niemcy zmienili rozkaz. Strażacy wrócili do pracy pewni, że wracają z tamtego świata. Za to mężczyźni z serca dziękowali Ojcu Fordonowi. Na ogólnym zebraniu straży pożarnej ogłosili zakonnika swoim wiecznym honorowym członkiem i kapelanem. Wgrodzieńskiej wieży strażackiej do tej pory zachował się portret Ojca Melchiora, a w ekspozycji muzeum straży pożarnej znajdują się jego rzeczy osobiste.
Przez lata spędzone w mieście Ojciec Fordon dużo zrobił dla lokalnych mieszkańców. Założył III Zakon św. Franciszka, organizował spotkania trzeźwościowe, na własne środki pomalował kościół franciszkański i odnowił klasztor, oddając część budynku pod szkołę początkową. Kapłan przyjaźnił się z Ojcem Maksymilianem Kolbe. Gdy tamten przybył do parafii z myślą, by założyć drukarnię, spotkał się z ostrą krytyką – realizacja pomysłu wymagała znacznych środków pieniężnych, których nie posiadano. Inicjatywę poparł tylko Ojciec Melchior. Dzięki temu po pewnym czasie światło dzienne zobaczyło czasopismo Rycerz Niepokalanej, które sprzyjało założeniu i rozwojowi lokalnej prasy katolickiej.
Dużo uwagi Ojciec Fordon poświęcał biednym: postawił w świątyni specjalny kosz, do którego parafianie składali produkty żywnościowe dla potrzebujących, organizował stołówkę domową. Cały swój majątek rozdawał potrzebującym, prowadził życie skromne i wymagające. Dużo pościł: spożywał tylko suchy chleb i prawie nie jadł mięsa. Dla umartwienia ciała nosił szorstką włosiennicę, spał na twardych deskach, a w piątki obwiązywał się żelaznym łańcuchem. Czynił to, by wypraszać przebaczenie u Pana za ludzkie grzechy. Mam szczęśliwe pocieszenie, że straciłem zdrowie nie dla marnych rzeczy tego świata, lecz pracując dla zbawienia nieśmiertelnych dusz, stojąc zawsze na straży jak żołnierz Chrystusa – zaznaczył Ojciec Melchior u schyłku życia.
Ojciec Fordon odszedł do wieczności w wieku 65 lat – kapłan cierpiał na gruźlicę. Żegnało się z nim całe miasto: tysiące ludzi w kilkukilometrowej procesji szło za trumną niesioną przez strażaków. Kapłan został pochowany na grodzieńskim cmentarzu pobernardyńskim. W 2003 roku jego szczątki zostały uroczyście przeniesione do kościoła pw. Matki Bożej Anielskiej, gdzie za życia posługiwał. Od tego czasu w parafii po każdej Mszy św. wybrzmiewa modlitwa o rychłą beatyfikację Ojca Melchiora Fordona.
Pod koniec 2018 roku papież Franciszek wydał dekret o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego franciszkanina z Grodna. W dokumencie Ojciec Święty przyznał bohaterstwo cnót zakonnika: potwierdził jego zasługi przed Bogiem i ludźmi, przypomniał o niełatwej drodze jego życia i szczególnej misji w Kościele. Zakończeniem procesu beatyfikacji jest włączenie sługi Bożego w poczet błogosławionych. Jednak jest do tego niezbędny cud: uzdrowienie, nawrócenie, wyjście z nałogu, wyzwolenie rodziny z kryzysu..
Tak więc uzyskanie nowego niebieskiego patrona zależy wyłącznie od żarliwości naszych modlitw.
|
Źródło; https://slowo.grodnensis.by/, https://dzieje.pl/